poniedziałek, 4 stycznia 2016

GLORIAM DEI - The Covenant (2015)

Kiedyś przyjdzie dzień, że ze sceny zejdą wielkie uznane kapele i to właśnie młode kapele będą musiały przejąć na swoje barki misję podtrzymywania żaru power metalu. Jak się rozejrzymy to główny dostawcą młodych ambitnych zespołów są głównie Niemcy, Szwecja czy właśnie Finlandia. To właśnie stamtąd pochodzi młoda i dopiero co rozpoczynająca karierę kapela o nazwie Gloriam Dei. „The Covenant” to ich pierwszy album i ciężko mówić o tym wydawnictwie w kategoriach debiutu, bo jest to zbyt dojrzałe i przemyślane. Zespół postawił poprzeczkę bardzo wysoko i śmiało może już konkurować z najlepszymi zespołami. Najciekawsze jest to, że tematycznie nie opowiadają o rycerzach, szatanie czy piekle, a wręcz przeciwnie o Bogu, Jezusie i chrześcijaństwie. Nie każdemu musi to pasować, ale w tej kategorii jest to jeden z najlepszych zespołów ostatniej dekadę. W końcu pojawił się ktoś, kto podołał zadaniu i wie jak wykorzystać świetną muzykę by opowiadać o chrześcijaństwie.

Gloriam Dei obrał sobie za cel granie melodyjnego power metalu nawiązując do wielu klasycznych bandów. Tak więc można doszukać się w ich muzyce wpływów Celesty, Excalion, Gamma Ray, Royal Hunt, Axxis, choć najwięcej w tym wszystkim Leverage. Ten zespół ma w sobie potencjał, bowiem nie boi się wyzwań i wie jak urozmaicać swoją muzykę. Nie brakują elementów rockowych, progresywnych, neoklasycznych, czy też stricte symfonicznych. Sporą elastyczność zespołowi zapewnia klawiszowiec Johannes, który nadaję całości niezwykłej melodyjności. To dzięki niemu płyta ma takie tajemnicze brzmienie i brzmi tak świeżo i nowocześnie. Samo brzmienie i produkcja płyty jest taka krystalicznie czysta. Wszystkie dźwięki są takie przejrzyste i pełne baśniowego klimatu co ma całkiem udany efekt. Jarmo i Sami Asp stworzyli zgrany duet, który się uzupełnia. Ich współpraca jest taka przejrzysta, magiczna i emanuje pozytywną energią. Każdy motyw gitarowy jest tutaj po prostu lekki, przyjemny i pełen magii. Mamy spory wachlarz gatunków i właściwie gitarzyści zabierają nas w różne rejony melodyjnego grania. Niezłe urozmaicenie i możliwość przyciągnięcia szerszego grona słuchacza. Udany chwyt. Sami to również utalentowany wokalista, który śpiewa bardzo techniczne i bardzo melodyjnie. Jego głos to taki brakujący element, bez którego Gloriam Dei nie był taki niezwykły, byłby kolejny klonem jakiegoś znanego zespołu. Na szczęście tak nie jest. „Bethlehem” to jeden z ciekawszych otwieraczy jaki słyszałem w tym roku. Jest niezwykle melodyjny, pełen pozytywnej energii. Utwór jest pomysłowy, choć jest tutaj nawiązanie do wielu znanych kapel. Zespół nie zapomina o tradycji i swoich korzeniach, co słychać choćby w klawiszach jak i formułowaniu kompozycji. To wszystko jest zagrane tak perfekcyjne, że aż dziw bierze że to ich pierwszy album. Tak się gra melodyjny power metal z polotem i bez zahamowań. Tak zespół potrafi nas zabrać do nieba, która ma być naszym azylem, krainą szczęścia i relaksu. To nam zapewnia lekki, nieco rockowy „Treasures of Heaven”.Neoklasyczny power metal wybrzmiewa znakomicie w rozpędzonym „Sins of the world”, który jest prawdziwym pokazem mocy i potencjału bandu. Energiczny i pełen wigoru „Rest in You” to dobry przykład, że zespół sporo czerpie z Leverage czy Excalion. Nutka progresji i rockowego feelingu pojawia się w lekkim i urozmaiconym „11 000”. Gloriam Dei potrafi podziałać na nasze zmysły i emocje, a najlepiej im to wychodzi przez takie klimatyczne i dość spokojne kompozycje jak „The Covenant”. Bardzo udana i łapiąca za serce ballada. Stary dobry Axxis wybrzmiewa w hard rockowym „Blindman”. Zespół potrafi też stworzyć utwór pełen symfonicznego charakteru i taki właśnie jest podniosły „Jokainen”. Warto tutaj jeszcze wyróżnić rozbudowany i pełen różnych smaczków „Look to the Cross” czy przebojowy „We will see Again” z ciekawie wprowadzonymi klawiszami.

Tak o to rodzi się nam nowa gwiazda. Gloriam Dei ma szanse namieszać w tegorocznych zestawieniach swoim debiutem. Pokazali że mają talent, wiedzą jak go wykorzystać i nagrali album niemal perfekcyjny. Soczyste brzmienie, chwytliwe melodie, atrakcyjne popisy gitarowe i niezła dawka przebojowości. To jest właśnie to co sprawia, że „The Covenant” to prawdziwa petarda w swojej kategorii. Chrześcijański power metal nie cieszy się wielkim zainteresowaniem i teraz to chyba się zmieni. Póki co jeden z najlepszych debiutów 2015 jeśli nie najlepszy. Polecam!

Ocena: 10/10

1 komentarz: