niedziela, 10 stycznia 2016

PARAGON - Hell Beyond Hell (2016)

To już 26 lat działalności niemieckiej formacji Paragon. Jeden z najbardziej niedocenionych zespołów, który nigdy nie zdobył takiej sławy na jaką zasłużył. Zespół, który działa sukcesywnie od 1990, który nagrał znakomite albumy, które zapisały się w historii heavy/power/speed metalu. „Steelbound” czy „Law of The Blade” to prawdziwe klasyki gatunki i kwintesencja niemieckiego heavy/power metalu. Paragon stworzył swój styl, który był pochodną Grave Digger, Iron Savior czy Gamma Ray, ale tak to już jest w niemieckim obozie, że wiele zespołów ma wiele wspólnego ze sobą. Wydany w 2012 r „Force of Destruction” był przebudzeniem mocy i naprawdę zespół przeszedł sam siebie. Nagrali klasyczny album i Piet Sielck znów zadbał o jakość muzyki zawartej na płycie. Duet Sielck i Paragon to machina nie do zatrzymania. Minęły 4 lata a apetyt na muzykę tej niemieckiej formacji wzrósł i chce się jeszcze więcej takiego heavy/power metalu. Czas na „Hell Beyond Hell”. Sprzedałem duszę diabłu by poznać prawdę o tej płycie. Premiera 18 marca 2016, ale już teraz pozwolę Wam przybliżyć jaki jest nowy album Niemców.

Paragon to doświadczenie i wieloletnia gwarancja jakości. „Hell Beyond Hell” to przecież 11 album niemieckich weteranów i nie ma tutaj miejsca na wpadkę. Słychać, że to płyta zespołu który wie co robi, który wie jak zadowolić słuchacza i wykorzystuje swoje atuty na korzyść. Styl został bez zmian i mamy jakby rozwinięcie pomysłów z „Force of Destruction”. To akurat jest bardzo dobry pomysł, co by pozyskać jeszcze nowych fanów. Tamten album to była perełka i w sumie najnowsze dzieło wiele mu w tym nie ustępuje. Podobny charakter, podobny rozkład utworów, podobny feeling, takie samo ostre i mocne brzmienie wykreowane ponowne przez Pieta Sielcka. Ta współpraca z nim służy zespołowi. Jednak są tez pewne zmiany w składzie, które sprawiły że album brzmi jeszcze bardziej klasycznie i jeszcze bardziej świeżo. Do zespołu powrócił martin christian, który był z Paragon od samego początku. To on był przy tym jak powstawał taki „Law of the Blade”. Jego wkład w nowy materiał jest słyszalny. W dodatku stworzył naprawdę ciekawy duet z Janem Bertramem. Stawiają na technikę, na klimat i prawdziwą jazdę bez trzymanki. Nie brakuje petard, nie brakuje urozmaicenia i elementów zaskoczenia. Prawdziwy miszmasz i klasyczny materiał, który porwie fanów największych dzieł tej formacji. Za okładkę odpowiada Lars Paukstadt, co jeszcze bardziej przywołuje wspomnienia o najlepszych dziełach Paragon. Mówi się, że to najlepszy skład Paragon i w sumie nie jest to wcale przesadne stwierdzenie. Jest chemia i muzycy dobrze czują się ze sobą. W efekcie dostajemy kolejny wielki album tej formacji. „Rising Forces” to jeden z najlepszych otwieraczy w historii płyt Paragon. Prawdziwa petarda. Mocny, agresywny riff, który ociera się o thrash metal, no i ten typowy dla Niemców refren. Kawałek bardzo energiczny i w dodatku pokazuję wysoką formę muzyków, zwłaszcza gitarzystów. Metalowy hymn na sam start? Czemu nie. Pomysłowość to atut od lat w przypadku Paragon. W „Hypnotized” pokazuje właśnie tą cechę. Ciekawy, naprawdę hipnotyzujący riff i odpowiednia dynamiką czynią ten kawałek killerem. Fani Gamma Ray czy Iron Savior będą w siódmym niebie. W wolniejszym tempie jest utrzymany tytułowy „Hell Beyond Hell”. Tutaj zespół zabiera nas w rejony klasycznego Judas Priest czy Accept. Echa najlepszych płyt metalowych można wyczuć w epickim, marszowym „Heart of the Black”. Tutaj można przekonać jak dobrze radzi sobie nowy perkusista Soren Tuckenburg. Sam utwór jest bardzo rozbudowany, ale też pokazuje że zespół potrafi grać łagodniej, bardziej komercyjnej i w sumie nie tracić na mocy. Bardzo melodyjny przebój, który zasługuje na odrębną recenzję. Kto lubi wojnę gangów i do tego thrash metalowy feeling ten od razu polubi rozpędzony „Stand Your Ground”, który jest kolejnym killerem. Refren oddaje nie tylko ducha klasycznych albumów Paragon, ale też Iron Savior. To też dowód na to, że Christian odgrywa kluczową rolę w muzyce niemieckiej formacji. Horror „Pociąg z mięsem” Clive'a Barkera zainspirował muzyków i w efekcie powstał toporny i dość mroczny „Meat Train”. Jedną z najlepszych kompozycji na płycie jest bez wątpienia szybki i agresywny „Buried in Blood”, który momentami przypomina nawet stary dobry Slayer. To jest właśnie to co lubię w Paragon. Potrafią stworzyć prawdziwy killer, który przejdzie wszelkie nasze oczekiwania. Dobra robota i oby jak najwięcej takich kawałków w heavy/power metalowym światku. Nowy album zaskakuje pod względem epickości i długich kawałków. Drugim takim zaskoczeniem na płycie jest „Devils Waitingroom”.Bardzo ciekawa kompozycja, która zaczyna się jak jedna z ballad Scorpionsów, potem nabiera bardziej mrocznego, wręcz doom metalowego charakteru. Popis gitarzystów w tym kawałku jest godny uwagi i zasługuje na owacje na stojąco. Jeden z pierwszych utworów który powstał w ramach nowego album. Co ciekawe konstrukcja nie jest typowa dla Paragon, a mimo to brzmi jak jeden z ich kawałków. Bonusem na płycie jest klasyczny „Thunder in the dark”, który utrzymany jest w średnim tempie. Fani Judas Priest i Iron Savior będą zachwyceni. Przy tworzeniu tego kawałka maczał sam Piet Sielck.

Na takie płyty warto czekać, nawet jeśli są to 4 lata. Paragon znów nagrał świetny album bardzo heavy metalowy, bardzo energiczny i dobrze wyważony. Nowy perkusista dobrze się sprawdza, a powrót do składu Martina Christiana to taka wisienka na torcie. Płyta wypchana po brzegi killerami i nie ma mowy tutaj o nudzie czy wypełniaczach. Idealny przykład jak powinien brzmieć heavy/power metal na wysokim poziomie. Paragon przeżywa drugą młodość i czekam na kolejne wydawnictwa, bo na tym się nie skończy. Jak się wybrać do piekła to tylko z Paragon i ich albumem. Polecam. Klasa sama w sobie.

Ocena: 9.5/10









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz